+5
becool 31 marca 2015 17:02
O Porto myśleliśmy już od dłuższego czasu. Zwłaszcza, że słyszeliśmy same pozytywne opinie o tym mieście. Byliśmy tym bardziej ciekawi co w sobie kryje, że kojarzyło nam się głównie ze słynnym mostem. Ów most - Ponte Luis I – widoczny niemal na wszystkich zdjęciach przedstawiających Porto, nie może być chyba jedynym powodem tych zachwytów.



W Porto postanowiliśmy spędzić weekend. A właściwie przedłużony weekend, bo podróż zabrała nam dużo więcej czasu i energii niż byśmy sobie wymarzyli. Byliśmy jednak pełni nadziei, że wysiłek się opłaci.
Bilety lotnicze, jak to często u nas bywa, zakupiliśmy u Ryanaira. Trasa przebiegała następująco: Warszawa (Modlin) – Paryż (Beauvais) – Porto – Bruksela (Charleroi) – Warszawa (Modlin). Wyruszyliśmy w czwartek, wróciliśmy w niedzielę. Jak widać, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, zaplanowane były przesiadki. Nie było by w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że trwały one po kilka długich godzin, a oba lotniska nie miały zbyt wiele do zaoferowania dla oczekujących na lot. W drodze do Porto udało nam się zwiedzić lotnisko Beauvais. Trwało to jakieś 2 minuty, a my mieliśmy do następnego lotu przecież kilka godzin. Postanowiliśmy, więc ruszyć w miasto. Autobus tani – 1 euro, więc jedziemy. W godzinę obeszliśmy wszystko. Nie bardzo było co robić ani oglądać, stwierdziliśmy że może skoro już jesteśmy we Francji to chociaż zjemy coś dobrego. Tu też spotkało nas rozczarowanie. Początek wycieczki taki sobie.




Główna atrakcja Beauvais - katedra

Późnym wieczorem, a właśnie w środku nocy, lądujemy w końcu w Porto. Pierwszy pozytyw – nowe, duże lotnisko – tu na pewno byłoby co robić;) Przy wyjściu od razu dostajemy bezpłatną mapę miasta – miło. Dalej to już tylko hotel, łóżko i sen.
Kolejny pozytyw to komunikacja miejska. Z pod samego lotniska metrem w około 40 minut dojeżdżamy do samego centrum Porto. Tu też mieliśmy hotel, bardzo przyzwoity i w dobrej cenie (hotel Malaposta) – następny plusik.
Samo miasto na pierwszy rzut oka wywołało w nas jednak nieco mieszane uczucia. Ma ono bowiem specyficzny klimat, który doceniliśmy dopiero z czasem. Wszystkie budynki są stare, szare, za to w większości wyłożone kolorowymi płytkami ceramicznymi, tzw. azulejos. Tylko nieliczne budynki są wyremontowane. Stan niektórych pozostawia wiele do życzenia. Ciekawe jest również to, że w samym centrum miasta można spotkać opuszczone kamienice z oknami zabitymi deskami, a czasem nawet bez. Skutki kryzysu w Portugalii są zdecydowanie tu widoczne.







Trudy podróży Porto wynagrodziło nam piękną, słoneczną pogodą. Przez dwa dni nie było prawie żadnej chmurki na niebie, a podobno lub tutaj padać.



To za co można kochać i jednocześnie odrobinę nienawidzić to miasto to z pewnością jego malownicze położenie na wzgórzach. Pięknie się to podziwia i ogląda później na zdjęciach, jednak po całym dniu spacerowania czuliśmy, że nasze nogi dostały niezły wycisk.



Pierwszego dnia (drugiego zresztą też ) oczywistym wydawał się spacer słynnym mostem Ponte Luis I. Widok naprawdę jak z obrazka. Kolorowe domki na wzgórzach niemal wpadające do rzeki Douro. Sam most zresztą prezentuje się bardzo spektakularnie. Wokół znajduje się wiele punktów widokowych, więc można go podziwiać z różnych perspektyw. Mimo uciążliwych lotów, warto było to zobaczyć na własne oczy.













Porto było wyjątkowo łaskawe dla naszych brzuchów. Na głód zdecydowanie nie mogliśmy się skarżyć. Zwłaszcza po zjedzeniu francesinhy – tradycyjnego dania regionu Porto.



Dwa tosty, pomiędzy którymi znajduje się kiełbasa i szynka, zapieczone z serem i obficie polane pikantnym sosem. Bardzo sycące. Danie posiada różne warianty. Może być dodatkowo np. ze stekiem w środku, kurczakiem czy jajkiem sadzonym.
Po takim posiłku, mamy siłę pokonać jeszcze nie jedno wzgórze!











To co będzie nam się zawsze kojarzyć z Porto to pranie. Wisiało wszędzie. Zarówno w nieuczęszczanych zaułkach, jak i na głównym deptaku.



Drugi dzień zaczęliśmy w nieco mniej oczywisty sposób. Wiedzieliście, że w pobliżu Porto jest plaża? Otóż jest i postanowiliśmy sprawdzić jaka. Poza tym wystarczająco kuszący wydawał nam się widok na Atlantyk w ten słoneczny dzień, aby tam się wybrać. Nie było to trudne. Wystarczy wsiąść w metro. Przystanek Matosinhos Sul i jesteśmy na Praia de Matosinhos.











Pospacerowaliśmy tu troszkę, po czym wróciliśmy na obiad do Porto.



Tak, jedzenie to zdecydowanie duży atut tego miasta. Jest pysznie i niedrogo.



Stek po portugalsku w Churrasqueira lameiras - wart polecenia bez dwóch zdań.

Dalsza część dnia to włóczenie się plątaniną wąskich, bardzo klimatycznych uliczek Ribeiry, poszukiwanie starych tramwajów – ciągle jakoś uciekały przed nami;) i delektowanie się ostatnimi chwilami w Porto.











Zajrzeliśmy też do zabytkowej księgarni Lello, jednak tłumy turystów dosyć szybko nas stamtąd odstraszyły. Do księgarni mimo wszystko choć na chwilę warto zajrzeć. Została ona otwarta w 1906 roku i uznawana jest za jedną z najpiękniejszych na świecie.



Na koniec pozostało jeszcze podziwianie Porto nocą. Most oczywiście na pierwszym planie, cały podświetlony, pięknie się prezentuje.



Wcześnie rano powrót. Znowu przesiadka. Podobnie jak w Beauvais, na lotnisku w Charleroi też nie było zbyt wielu rozrywek. Godziny, więc się dłużyły. Wolę jednak wspominać przyjemne chwile w Porto, bo mimo niedogodności warto je odwiedzić. Jest bowiem jedyne w swoim rodzaju.

Zapraszam również na bloga: http://www.mamasaidbecool.pl/

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

romey 31 marca 2015 20:42 Odpowiedz
a winnice?
grzegorz-firlit 1 kwietnia 2015 07:59 Odpowiedz
Zgrabnie podane :) Rzeczywiście most dominuje, również w Waszej relacji. Zdecydowanie główna atrakcja. Wiem, że to nie relacja o Beauvis, ale piszecie "Nie bardzo było co robić ani oglądać". A katedra??? "W Beauvais znajduje się jedna z najsłynniejszych katedr francuskiego gotyku - pod wezwaniem św. Piotra - o najwyższym sklepieniu gotyckim na świecie, o wysokości 48,5 metrów" - za wikipedią.
becool 1 kwietnia 2015 11:36 Odpowiedz
grzegorz-firlitZgrabnie podane :) Rzeczywiście most dominuje, również w Waszej relacji. Zdecydowanie główna atrakcja. Wiem, że to nie relacja o Beauvis, ale piszecie "Nie bardzo było co robić ani oglądać". A katedra??? "W Beauvais znajduje się jedna z najsłynniejszych katedr francuskiego gotyku - pod wezwaniem św. Piotra - o najwyższym sklepieniu gotyckim na świecie, o wysokości 48,5 metrów" - za wikipedią.
Rzeczywiście będąc w Beauvais pierwsze co zrobiliśmy to poszliśmy pod katedrę. Moim zdaniem mimo swych imponujących rozmiarów, wygląda ona trochę na zaniedbaną i jakoś nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Poza tym nie wiem jakim trzeba być miłośnikiem architektury, żeby spędzić kilka godzin podziwiając katedrę;) Dodaję fotki - może kogoś interesuje ten temat.
grzegorz-firlit 1 kwietnia 2015 12:43 Odpowiedz
Katedra wygląda imponująco w tym rybim oku, zwłaszcza z zewnątrz (i to błękitne niebo). Chociaż nie jestem miłośnikiem sztuki sakralnej, ani znawcą gotyku to będę musiał się przekonać na własne oczy ;) Oczywiście chętniej wybrałbym się do Porto... Pozdrawiam
okiemserca 1 kwietnia 2015 19:17 Odpowiedz
w katedrze najfajniejsze rzeczy kryją się z tyłu - mam na myśli kruzganki (wejście z wnętrza katedry, płatne). Ksiagarnie w tygodniu można zwiedzać rano od 9 do 10 i wtedy też można robić fotki - podczas normalnego dnia jest to zakazane. Kilka zdjęć z Porto ocean: http://patrze.blogspot.com/2014/11/portugalia-dotkniecie-oceanu.html a tu księgarnia http://patrze.blogspot.com/2014/11/portugalia-porto-ksiegarnia-lello-irmao.html
aromadisiac 3 kwietnia 2015 09:58 Odpowiedz
Porto jest zdecydowanie moim ulubionym miastem w Portugalii. W tej relacji brakuje mi tylko napomknięcia o obłędnych winach Porto! :) Polecam też punkt widokowy - dzwonnicę w samym centrum.
okiemserca 7 kwietnia 2015 23:41 Odpowiedz
okiemsercaw katedrze najfajniejsze rzeczy kryją się z tyłu - mam na myśli kruzganki (wejście z wnętrza katedry, płatne).
to zamieściłem trochę fotek z krużganków i muzeum katedralnego :-) proszę: http://patrze.blogspot.com/2015/04/portugalia-porto-miasto.html